Quantcast
Channel: Angelika Grabowska
Viewing all 212 articles
Browse latest View live

Eyeliner Eveline, czyli kreska w kilka sekund - pierwsze wrażenie

$
0
0
Hej! Dzisiaj o kosmetyku, który zachwycił mnie od pierwszego użycia, dlatego od razu postanowiłam wam dać o nim znać. Zapewne później pojawi się jakaś recenzja na kanale, ale póki co moje wrażenia z początków używania. Bardzo pozytywne i nagrzane! 

O eyelinerze z Eveline słyszałam wiele razy. Nigdy się na niego nie skusiłam bo zawsze miałam jakiś zapas. Mam go także obecnie, ale Aliss mnie przekonała i jestem niesamowicie zadowolona. 
Po pierwsze, aplikacja jest takłatwa, jak tylko być może. Poważnie. Nigdy nie robiłam sobie kresek szybciej i bardziej precyzyjnie. Po prostu wyciągam pędzelek, dwa ruchy i jest. Niczego nie muszę myć, żadnego babrania się. Nie zostawia smug, wystarczy jedno pociągnięcie dla uzyskania genialnego koloru. 

Ze względu na niską cenę (zapłaciłam 10zł w Hebe), polecam każdemu, kto rozpoczyna swoją przygodę z kreskami. W razie czego dużo pieniędzy nie stracimy a nauczyć się naprawdę można ;)

Essence Longlasting Lipstick, jako róż

$
0
0

Zawsze czegoś zapomnę, kiedy się pakuję. Tym razem zostawiłam w Oslo mój ulubiony róż i jedyny, który miałam w domu. Odkryłam to oczywiście w momencie, kiedy był wieczór a ja szykowałam się na imprezę sylwestrową. Przyjrzałam się moim pomadkom, wybór padł na tę i do teraz służy mi w tym celu.


O Essence Longlasting Lipstick 06 już wam kiedyś pisałam. Daje bardzo ładny i naturalny odcień ustom. Okazało się, że jest to też niesamowicie podobna do mojego ulubionego różu z Annabelle Minerals. To również coś delikatnego, ale podkreślającego urodę.


Jedyny problem, jaki mam to rozcieranie jej po policzku. Wcale nie idzie łatwo i trochę muszę się napracować, żeby nie było widać smug. Mimo to uważam, że warto spróbować, zwłaszcza że cena pomadki to około 10zł. Nie mam żadnych zastrzeżeń co do trwałości. Myślę, że nikt nie domyśliłby się, że używam czegoś innego, niż zwykle :)


Sony Xperia Z2, telefon dla blogera

$
0
0

Wiecie jak długo wybieraliśmy mój nowy telefon? Ja sama nie mam pojęcia. Było około pięć modeli, którym się przyglądałam, zanim zdecydowałam się na zakup tego cuda, jakim jest Sony Xperia Z2. To była świetna decyzja. Dlaczego tak ciężko było ją podjąć? Nie znalazłam recenzji zwykłego użytkownika. Takiego jak ja, nie do końca laik, ale też nikt profesjonalny z wiedzą o sprzęcie. Wszyscy wymieniali dane techniczne, mnie interesowało, jak telefon zachowuje się podczas użytkowania. Zatem śmiało stwierdzę, że tu u nie parametrów nie znajdziecie. Napiszę wam, co myślę o telefonie, którego używam od jakichś trzech miesięcy.

Dlaczego nie kupiłaś Z3? Takie pytanie usłyszałam od koleżanki. Wydawałoby się, że skoro na rynek wchodzi nowy model, powinien być lepszy. Gdybyśmy tego nie sprawdzili, zapewne dałabym się zrobić w balona i kupiłam o 300zł droższy model, który tak naprawdę jest niemalże kopią poprzednika. Różnice są tak kosmetyczne, że prawdopodobnie przeciętny użytkownik nie zauważyłby różnicy. Zapłaciłam za niego 1550zł, chociaż planowałam wydać 350zł więcej.



Interesuje mnie głównie sprzęt. Chcę kupić coś dobrego, nie przepłacając. Uwielbiam ładne rzeczy, dobre ubrania i kosmetyki, ale w kwestii sprzętu liczy się dla mnie jedynie wnętrze. Mam komputer paskudę a jestem do niego taka przywiązana, do każdego poprzedniego również byłam. Na pewien istotny fakt zwrócił mi uwagę mój chłopak 'Z komputerem nie pokazujesz się zwykle publicznie, z telefonem tak'. Miał rację. Elegancki i minimalistyczny wygląd tego telefonu jest zdecydowanie na plus. W zasadzie i tak trzymam go w okropnym etui. Zmienię je na przezroczyste, obiecuję! To trochę, jak ja zimą. Muszę nosić kurtkę i wyglądam jak kloszard, ale jak ją zdejmę okazuję się być całkiem ładną dziewczyną.
Polecam wrócić do pierwszego zdjęcia w tym poście. Trenowałam kiedyś siatkówkę. Jak na kobietę mam dość duże dłonie a mimo to ledwo mi się w nich mieści. Przeszkadzało strasznie! Teraz się już przyzwyczaiłam. Jeśli piszę akurat o trzymaniu, mam najlepszy moment na zaznaczenie, że Z2 się grzeje. Zimno w ręce? Poużywaj telefonu! Tak naprawdę nie. To nic dobrego. Wiele osób na to narzekało, widocznie taka specyfika tego modelu.


Prawie cała moja rodzina używa sporo droższego sprzętu na innym systemie. Kiedy tata wziął Xperię pierwszy raz do ręki był bardzo zaskoczony i stwierdził, że jest niesamowicie płynny. To prawda. Nie zaciął mi się ani razu, nie ma żadnego problemu z funkcjonowaniem. Uwierzcie mi, zdarza się, że go trochę zasyfię ilością włączonych aplikacji. On ze wszystkim świetnie daje sobie radę. Android jest do niczego? Nic bardziej mylnego. Wystarczy telefon z odpowiednimi parametrami i pięknie śmiga. Dodatkowo czuję się panią we własnym domu. Mogę sobie grzebać w systemie ile chcę. Dobra, może niekoniecznie jestem w tym świetna, ale mam taką możliwość.
Szukałam telefonu ze świetnym aparatem. Potrzebowałam dobrej jakości zdjęć i filmów. Odezwała się tutaj blogerska dusza, okłamując sama siebie. Zwyczajnie uwielbiam fotografię. Pochylam się nad wszystkim i daje mi to ogromną radość. Zapisuję sobie wspomnienia. Te zdjęcia na górze niekoniecznie obrazują, co aparat potrafi. Pewnie wiosną postaram się zrobić jakieś lepsze, acz do bardziej profesjonalnego użytku mam oczywiście lustrzankę. Tylko problem nosić taki ciężar ze sobą w każde miejsce.
Ten telefon to taki dowód, że nie musimy wydawać miliona monet na świetny sprzęt. Czy polecam? Tak! Nie mam z nim żadnych problemów a wręcz nie potrafię się od niego oderwać. W opakowaniu dołączone białe słuchawki, ładowarka i jakieś papierki, których i tak nigdy nikt nie czyta.  Nie wyobrażam sobie powrotu do starego ziemniaka, zacinającego się nawet podczas dzwonienia. Jego jakość jest najwyższa. Właściwie nie ma się czego czepiać. Komfort użytkowania nieprawdopodobny. Zwróćcie na niego uwagę, na pewno przez długi czas nie straci swojej wydajności i trochę posłuży.


Szampon OMIA Aloe Vera na objętość

$
0
0

Witajcie! Nie wiem, jak wy, ale ja dzisiaj zupełnie się rozleniwiłam i zaczynam tęsknić za studiami. Czuję się trochę jak niedźwiadek, podczas snu zimowego. Tylko w przeciwieństwie do nich, ja używam szamponu. Cała reszta zupełnie ta sama.
Co ten szampon? Aloe Vera, OMIA Laboratoires kupiłam na Lawendowej Szafie. Wybieram po prostu sklepy w których aktualnie jest jakaś promocja, naturalne kosmetyki zwykle taniej kupić niż w sklepach stacjonarnych. Bardzo mnie bo po pierwsze jest dość delikatny a ja preferuję takie specyfiki do codziennego mycia a po drugie ma wysoko w składzie aloes. Na aloes się ostatnimi czasy po prostu uparłam. Zatem otrzymujemy 250ml kosmetyku za około 24zł.


Pachnie dość świeżo i jego wygląd jest nawet świeży. No dobrze, jego woń przypomina ogórki. Konsystencja jest trochę zbyt rzadka, czasem spływa z mojej dłoni, powodując irytację. Kolejny zarzut jaki mam to fakt, że nie współpracuje zbyt dobrze z olejami. Słabo je zmywa, nawet po wcześniejszym zemulgowaniu. Dodatkowo włosy nie wyglądają potem dobrze, zdecydowanie lepiej go nie używać w taki sposób. Za to bez żadnych kombinacji radzi sobie naprawdę świetnie. Nie mogę powiedzieć, że moje przyklapnięte włosy po nim stają się nagle nieprawdopodobnie odbite od nasady, ale jest dobrze. Nie strączkują się tak bardzo, szampon ich nie obciąża. Nie zauważyłam też żadnego podrażnienia skóry głowy, czy wysuszenia. 
Skład brzmi zachęcająco, jak chyba wszystkich kosmetyków tej firmy. Mają naprawdę ciekawe produkty w swojej ofercie. Myślę, że na coś jeszcze się skuszę. Wam szampon mogę polecić, nie jest to ulubieniec, ale coś niewątpliwie wartego uwagi. 

Fitokosmetik, Objętość I Lekkość - Olej Bergamotki - najlepsza maska dociążająca

$
0
0

Hej! Ciężko dzisiejszy wpis nazwać recenzją. Między innymi z uwagi na to, że maski, którą widzicie na zdjęciu było naprawdę niewiele. Wewnątrz pudełka znajdziemy trzy saszetki a każda z nich ma 30ml. Taka jedna starcza mi na całe włosy, które nie są specjalnie gęste, ale dość długie.
Minusem także będzie cena. Uważam, że 19zł za tyci produkt to przesada. Płacimy ponad 6zł za mycie, chyba że macie krótsze włosy. Ja kupiłam ją w Internecie i mimo tych wad, które wypisałam, wcale nie żałuję. Jest to jedna z najlepszych masek jakie miałam i z jej pomocą, uzyskałam na włosach piękny efekt, na który wcześniej nie mogłam w ogóle liczyć.


Moje włosy od jakiegoś czasu potrzebowały dociążenia. Sięgnęłam po nią w momencie, kiedy końce były jeszcze w kiepskim stanie i płakały o fryzjera. W składzie zachęciła nie spora ilość olejów. Poza tym producent zachęca 'objętość i lekkość'. Brzmiało jak 'dociążymy, ale bez liźnięcia i przyklapnięcia'. Po umyciu trzymałam ją na głowie jakieś 20minut i uwierzcie, zaskoczenie było ogromne. Nawet te okropne końcówki wyglądały zachęcająco. Największa radość nastąpiła i w połączeniu ze spiruliną. Tak gładkich, dociążonych a jednocześnie pełnych objętości włosów, nie miałam nigdy.
Teraz zastanawiam się, czy nie spróbować innej wersji, ale szkoda mi trochę pieniędzy na coś niesprawdzonego. Zapewne zamówię tę ponownie, dostanie etykietkę 'na specjalne okazje'. Będzie czekać na swoją kolej z domieszką spiruliny. Polecam nawet osobom ze zniszczonymi włosami, podejrzewam niesamowite efekty. Warto zwrócić uwagę na całą serię.

Aktualizacja włosów - styczeń 2015

$
0
0
W styczniu sporo się działo! Po pierwsze cięcie a po drugie farbowanie henną. Wczoraj nawet pojawił się film na kanale, więc zapraszam do obejrzenia. Mimo ogromnego stresu włosy nie wypadają nadmiernie. Trochę się obawiam, żeby wszystkie na raz w pewnym momencie nie rzuciły się do ucieczki.


Od końca grudnia suplementuję się tranem. W skórę głowy wcieram olej IHT9, naprawdę dużo olejuję i na nie uważam. Póki co odpłacają dość ładnym wyglądem i stanem końcówek. Liczę, że za miesiąc będą sięgały do talii. Już tak niewiele brakuje. Więcej informacji w aktualizacji na kanale ;)

Mam nadzieję, że u waszych włosów również tak milusio!

Efekt po termolokach BaByliss PRO Jumbo

$
0
0

Hej! Wierzcie mi, mimo wolnego od szkoły, nie mam właściwie chwili, żeby robić swoje blogerskie rzeczy. Z czego to wynika już niedługo się okaże a dzisiaj chciałabym wam pokazać efekt po termolokach, które dostałam od sklepu Hairstore.


Dzisiaj na kanale pojawi się film z recenzją sprzętu. Efekt podoba mi się bardzo, ale niestety na moich włosach jest krótkotrwały. W przeciwnym razie zapewne ciągle używałabym termoloków :).

Niedziela dla włosów #4 - na walentynki

$
0
0

Hej! Moje włosy w tym tygodniu przeżywały mękę. Bardzo często je stylizowałam i katowałam, ale nie bez powodu oczywiście. Jednym z nich były walentynki. Napiszę wam, co zrobiłam, żeby uzyskać jakąś objętość a jednocześnie dociążyć włosy.

Po pierwsze długość włosów naolejowałam olejem kokosowym a skórę głowy IHT9. Zdecydowanie potrzebowały olejowania. W przyszłym tygodniu będę robiła to przed każdym myciem.


Oleje zmyłam szamponem Pharmaceris, następnie położyłam maskę. Jako taką małą dawkę protein i trochę wyrównanie proporcji. Zmyłam po około 15minutach.


Zanim przystąpiłam do suszenia chłodnym nawiewem, co samo w sobie dodaje moim włosom trochę objętości, użyłam jeszcze pianki. Widzicie, że oba produkty mają za zadanie dodać objętości. Odczekałam chwilę, żeby zająć się kręceniem. Utrwaliłam je lakierem.

Tym razem się udało całkiem nieźle i byłam zadowolona. W prawdzie na zdjęciu nie do końca widać bo są to loki przed roztrzepaniem. Później już niestety nie miałam ładnego światła. Zawsze odczekuję około dwie godziny, zanim je roztrzepię, żeby się nie rozprostowały.

Jeśli jeszcze nie widzieliście, to zapraszam do obejrzenia mojego walentynkowego GRWM!





DKNY My NY - zimowe perfumy - recenzja

$
0
0

Walentynki były kilka dni temu. Naprawdę nie mam pojęcia dlaczego nie pomyślałam o recenzji tych perfum wtedy. Zapewne przez chwilowo popsuty węch. Ich buteleczka jest dość wymowna. Moje dostałam pod choinkę od rodziców. Od razu poczułam się bardziej kochana! Posiadam 30ml, za której zapłacimy jakoś ponad 100zł. Już widzę, że zagoszczą u mnie na dłużej, ponieważ są niesamowicie wydajne.
Górna część flakoniku jest dość udziwniona. Ja wolę proste i eleganckie opakowania. Jestem też z tych, który trzymają perfumy na widoku. Po części dlatego, żeby nie zapominać ich użyć. Wybaczam ten estetyczny nietakt.


Używam ich prawie codziennie, mimo to prawie nie widać, żeby ubyło. Nie wylewam ich oczywiście na siebie. Nie mam zamiaru nikogo udusić. Mimo to wiem, że zapach jest wyczuwalny i pozostaje na ubraniach. Mój szalik wchłonął go już chyba na zawsze.
No a jak pachnie? Uwielbiam Versace, Bright Crystal to już o mnie wiecie. Zatem zapachy dość świeże i dziewczęce są w moim guście. Tutaj jest trochę ciężej i słodko. Powiedziałabym o nim bardziej zimowy, pod warunkiem, że macie podobny gust do mnie. Polecam sprawdzić każdej młodej kobiecie, tym bardziej że cena nie jest wygórowana, w porównaniu z zapachem, który kocham Givenchy, Ange ou Demon Le Secret.

Fryzjer godny polecenia - Różycka&Juszczak Hair

$
0
0

Jakoś w styczniu podjęłam męską decyzję: czas znaleźć dobrego fryzjera w Warszawie. Ja się fryzjerów boję, kosmetyczek również. Po tym, czego nasłuchałam się w szkole stałam się podejrzliwa jeszcze bardziej. Jednak jeździć za każdym razem do mojego rodzinnego miasta jest męczące a siedzę tu już ponad rok. Internetowi nie wierzę. W końcu coraz więcej szeptanej reklamy. Zapytałam mojego chłopaka i mnie nakierował. Można powiedzieć, że dzięki niemu mogę wam polecić ten widoczny na zdjęciach salon.


Salon Różycka&Juszczak Hair został otwarty niedawno, ale jest prowadzony przez doświadczonych fryzjerów. Moje włosy zostały obcięte przez panią Kasię i pewnie pamiętacie, że byłam bardzo zadowolona. Po pierwsze centymetr to centymetr. Zdarzyło słyszeć mi się różne rzeczy na temat moich włosów. Tutaj uzyskałam prawdę i niesamowicie cenną radę, jeżeli chodzi o podcinanie włosów, kiedy się je zapuszcza.


Bardzo cenię jakość usług. Zwracam uwagę na czystość oraz higienę. Samo pomieszczenie prezentuje się pięknie. Jest duże i jasne, ale udekorowane w taki sposób, że nabiera przyjaznego i ciepłego charakteru. Lokalizacja myślę korzystna, kilka minut drogi na piechotę od metra centrum.

Jeśli macie ochotę to sprawdźcie stronę na Facebooku. Tam też znajdziecie więcej zdjęć i dokładny adres. Z czystym sumieniem wam polecam. Jestem zadowolona i spokojna. Kolejne cięcie planuję w tym samym miejscu.

Co u mnie? Jakie plany na Youtube i blog?

$
0
0


Boję się co jakiś czas, że coś się stanie. Po głowie chodzą mi różne scenariusze, często sobie wymyślam. Zawsze, kiedy czeka mnie podróż samolotem, śni mi się katastrofa. Pewnie nie jestem jedyna. Od niektórych słyszę, że lepiej być pozytywnie zaskoczonym, niż rozczarowanym.
W jednym z dość prywatnych postów, podsumowujących mój poprzedni rok, przyznałam jak ciężki był to dla mnie czas. Pierwszego dnia tego obecnego, obudziłam się z lekkim bólem głowy, ale bardzo szczęśliwa. Jakbym uwolniła się od fatum. Myślę, że dopiero teraz jestem wolna. Nie przez jakąś magiczną datę a dzięki świadomej decyzji.
Straciłam dwie ważne osoby w przeciągu dwóch miesięcy. Nie było niestety wystarczająco a cały ból, który mnie dopadł, zweryfikował jeszcze kilka aspektów mojego życia. Uciekam, taki mam sposób. Po prostu uczę się, czytam i pracuję więcej. Organizuję sobie dość konkretnie czas, żeby nie musieć się zastanawiać: co dalej? Zrozumiałam, że przez ten cały fatalny okres nie dałam sobie nawet chwili na użalanie się nad sobą. Przerażała mnie myśl o zrobieniu tego. Tyle razy miałam wrażenie, że już wystarczy i nic gorszego. Później dostawałam kolejnego kopa.
Przyszedł moment na zmiany. Nie wybrałam go ja, wyskoczył na mnie. Taka konfrontacja, czego to ja chcę, co mam i mogę mieć. Posiedziałam kilka dni w domu, popłakałam. Dużo wspomnień do rozgrzebania. Wszystko przeszłość, więc jedyne co mogę zrobić to odpocząć i ruszyć dalej. Ten ogromny stres, o którym wam wspominałam. Zapomniałam już nawet, jak się bez niego żyje. Nie mogłam posiedzieć przy komputerze, grać albo czytać w spokoju. Napięcie mnie zwyczajnie wykańczało. Oto jest spokój, poprzedzony małymi i dużymi katastrofami, pierwszy raz od ponad roku.
Największą radość dają mi ludzie. Najlepiej się czuję, kiedy robię mnóstwo rzeczy. Nawet nie wiecie, jak popycha do działania świadomość, że gdzieś ktoś czeka na wasz film albo post. Nie mam pojęcia, co robiłabym bez tego wszystkiego. Oczywiście, mam zajęcie oprócz działalności w Internecie, ale to nie ten sam rodzaj satysfakcji i stałego kontaktu. Wasza sympatia, komentarze i maile były niesamowicie ważne. Wszystko będzie ze mną w porządku, chcę być znowu uśmiechniętą, pełną energii dziewczyną. W tym tygodniu wracam już do normalnego rytmu pisania oraz nagrywania. Jeśli macie jakieś pytania, pomysły na filmy i posty, piszcie koniecznie. Pozwólmy być temu świeżym i niecierpliwym. A zdjęcie z kotkiem bo kotki są słodkie, poza tym poprawiają humor. Zawsze.

Ostatnie pogłoski o mojej nieszczerości są nieprawdziwe. Przez już prawie trzy lata bloguję i cały czas byłam uczciwa. Niczego nie tłumaczę bo zwyczajnie nie mam powodów a afer nie lubię. Będę zawsze wobec was w porządku, zaufania nie da się zdobyć w chwilę. 

Szybki sposób na opryszczkę - Sonol i Tormentiol

$
0
0
O opryszczce zdarzyło mi się już mówić. Jeżeli chcecie dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy to zapraszam do obejrzenia tego filmu. Wciąż uważam, że jest to jeden z moich najlepszych i rzadko czułam się tak świetnie przygotowana. Zdecydowanie wirus herpes simplex należy do moich ulubionych. Z czego wynika to zainteresowanie? Sama go w sobie noszę, od kiedy tylko pamiętam. Wiele razy miałam także problem z gojeniem się wykwitu i kiedy poszłam na studia postanowiłam samodzielnie zająć się tematem. W końcu najłatwiej mówi się o tym, czego samemu się doświadczyło. 
Mała powtórka, dla tych, którzy nie mają ochoty oglądać filmu. Opryszczką zarażamy się przez bezpośredni kontakt. Utajony wirus siedzi w komórkach nerwowych, czekając na odpowiedni moment. Wykwit może się pojawić przy osłabieniu organizmu, stresie, przegrzaniu, oziębieniu (lista jest naprawdę długa). Jest bolesny, wygląda niezachęcająco i nie jest tak łatwo się go pozbyć. Nawet jeżeli zniknie opuchlizna, pojawia się strup. Niekończąca się zabawa. 
Na pierwszym zdjęciu widzicie najnowsze odkrycie. O płynie Sonol czytałam jakiś rok temu, ale zupełnie o nim zapomniałam. Ostatnio, kiedy pojawiło się u mnie mrowienie i wiedziałam już, co mnie czeka, postanowiłam go kupić. Zapłaciłam może 8zł. Używa się go przyjemnie, chociaż według mnie aplikacja jest trochę niehigieniczna. Nakładanie bezpośrednio na opryszczkę nie wydaje mi się dobrym pomysłem, dlatego nabierałam płyn na czysty palec i dopiero smarowałam. Świetnie wysusza, poza tym jest przezroczysty. Można go używać nie tylko w domu, nie brudzi. Pachnie mentolem, jest naprawdę skuteczny. Używam go w ciągu dnia. 


O Tormentiolu już kiedyś wspominałam. Świetnie radzi sobie z wypryskami, gasi je w jedną noc. W moim poprzednim poście możecie dowiedzieć się więcej. Tutaj zaznaczę, że po takiej nocnej przychodzie opryszczka nie jest już bardzo widoczna, nie boli i ładnie się wysusza. Problem z tym specyfikiem wynika z jego brązowawego koloru, przyjemny dla otoczenia nigdy nie będzie.

Zasadą numer jeden, z którą sama mam problem jest: nie dotykać! Najlepiej zostawić paskudę w spokoju, pamiętać o regularnym smarowaniu. Uwierzcie mi, że te dwa produkty pomogą bardzo szybko. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziecie się w tych dotkliwych miejscach macać. Ja ostatnio postanowiłam zainwestować w lek, przeciwko opryszczce. Zobaczymy na jak długo będę miała spokój. Trochę skończyła mi się cierpliwość a jednak u mnie wirus ma ostatnimi czasy duże pole do popisu.

Niedziela dla włosów #5 - zapach na randkę

$
0
0

Moje włosy ostatnimi czasy dość często dostają dobre rzeczy. Wynagradzam im stres i tydzień codziennej stylizacji. Wyglądają zatem całkiem nieźle, chociaż dzisiaj trochę przymarudziły. Teraz po całym dniu biegania wyglądają nawet lepiej, niż na zdjęciach. Po prostu się same dociążyły i trochę rozprostowały. Baranki po papilotach jakoś nigdy mnie nie pociągały.

Wciąż do mycia wybieram skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych Pharmaceris H. Dość szybko go ubywa a szkoda bo bardzo się polubiliśmy. Następnie nałożyłam znaną chyba wszystkim maskę Crema al Latte, na około 15minut pod czepek. To kosmetyk, który trochę przeciąża moje włosy, ale nie nałożyłam go bez powodu. Cały zabieg wykonałam wieczorem z zamiarem spania w papilotach. 


Czekam aż włosy będą naprawdę delikatnie wilgotne i nawijam grube pasma na papiloty. Akurat te niestety mają druty i są trochę zmaltretowane, muszę zatem uważać, żeby nic się w nie nie zaplątało. Zostawiam je na całą noc i rano po zdjęciu obowiązkowo przeczesuję grzebieniem. To czesanie uskuteczniam jeszcze kilka razy w ciągu dnia. Lubię też nałożyć niewielką ilość oleju kokosowego dla ograniczenia puszenia się. Czasem coś źle nawinę, później odstaje, czego nie znoszę.

Co do maski, którą wam pokazałam, polecam użycie przed randką. Włosy pięknie po niej pachną i zawsze długo ten zapach czuję :). Wszystkiego dobrego dla kobiet!

Pharmaceris H - skoncentrowany szampon wzmacniający do włosów osłabionych

$
0
0

Dzisiaj mi porządnie przygrzało w głowę rano. Pięknie, że już robi się tak ciepło. Wreszcie przestaję wyglądać jak kloszard. Samopoczucie od razu lepsze, chociaż przyznam wam, że zdarzają mi się chwilowe kryzysy, ale już w miarę wszystko stabilnie. Wracam do siebie i odzyskuję wiarę.
Ten szampon już pewnie znacie, być może nawet ode mnie. Przewijał się tu kilka razy, na kanale chyba też. Sięgam po niego ostatnio najczęściej. Mimo to, że skład mnie jakoś nie zachwyca to działa świetnie. Mowa o skoncentrowanym szamponie wzmacniającym do włosów osłabionych, Pharmaceris H.


Ten kolor to mi trochę moje ulubione piwo przypomina, może dlatego dobrze się używa. Pachnie dość chemicznie, niekoniecznie lubię tę woń. Na włosach raczej nie zostaje albo ja się dostatecznie na tym nie skupiam. Cena za 250ml to 24zł. Ja akurat swoją buteleczkę dostałam razem z całą paką innych cudowności. Nie zmienia to faktu, że po pierwsze nie zauważyłam po nim żadnego wysuszenia włosów a zdarzało się po szamponach z SLES. Świetnie zmywa oleje, nie mam poczucia, że coś jeszcze przydałoby się domyć. Nie strączkuje włosów, za to ładnie je wygładza. Stają się po nim przyjemne w dotyku i lejące. Z wydajnością całkiem nieźle bo dobrze się pieni.
To na pewno kosmetyk, na który warto zwrócić uwagę, ja pewnie jeszcze do niego wrócę, chociaż nie mogę przypiąć mu łatki ulubieńca.

Aktualizacja włosów - luty 2015

$
0
0
Jestem zupełnie spóźniona z aktualizacją włosów i właściwie za chwilę powinna już pojawić się na kanale. Powód w ogóle nie jest dramatyczny, po prostu zapomniałam. Włosy mają się całkiem nieźle, jeżeli mam być szczera to spodziewałam się gorszego widoku i postrzępionych końcówek a tu piękna niespodzianka.


Kupiłam kilka nowych kosmetyków, które fajnie mi się sprawdzają, opowiem wam w filmie o nich. Zdecydowanie powinnam dosuszać włosy, wtedy są proste i dobrze się układają. Podejrzewam, że do fryzjera wybiorę się w maju, chociaż już sobie planowałam na kwiecień.
Nie wypadają, za to rosną jak szalone po oleju IHT9. Może dzięki niemu wreszcie uda mi się osiągnąć tę wymarzoną, stałą i przede wszystkim zdrową długość, do talii.

Wasze włosy też dobrze, czy wiosenne wypadanie dopadło?



Róż Bourjois - 54 rose frisson

$
0
0
Nie myślcie, że świadomie zrezygnowałam z mojego ulubionego różu. Nic z tych rzeczy. Po prostu zostawiłam go u mamy, ale już kupiłam bilet na 1. kwietnia, więc niedługo do mnie wróci. Trzeba było radzić sobie jakiś czas inaczej, zatem używałam pomadki. Po pewnym czasie zabawa mi się znudziła. Zdecydowanie aplikacja jej na policzki nie była najłatwiejsza. 

Już od dłuższego czasu chodziły za mną róże Bourjois, jednak trzymałam się faworyta i uważałam, że bez sensu kupować coś nowego, skoro posiadam już ideał. Pewnie nie skusiłabym się na niego, ale skoro nadarzyła się okazja to czemu nie! Nie należą one do najtańszych, dlatego trochę bolało mnie serce, kiedy musiałam zapłacić te 50zł. Wybrałam dosyć delikatny kolor, właściwie zbliżony do romantic z Annabelle Minerals, ten nowy to 54 Rose Frisson

Jedyny problem jaki z nim mam, jest przy nakładaniu. Bardzo ciężko mi się go nabiera. Mam wrażenie, że moje pędzelki mają zwyczajnie zbyt miękkie włosie. Używam tego dołączonego, niestety dość nieprzyjemnego w dotyku aplikatora. Później rozcieram właściwym i wszystko działa. W przeciwnym razie musiałabym kilka razy się bawić. Z tego powodu raczej będę zwolenniczką sypkich róży. Ten za to łatwiej będzie zabrać ze sobą na wyjazd, bez obaw że się rozsypie. 
Na pewno jestem z niego zadowolona. Będzie wydajny i jestem pewna, że starczy mi na jakieś sto lat. Nie zauważyłam, żeby mojej skórze szkodził. Poza tym pięknie pachnie. Z trwałością problemów nie ma i kolor także mi odpowiada. Teraz przeczytałam, że można używać ich między innymi jako pomadek, spróbuję i pokażę wam w kolejnym poście, czy efekt jest wart zachodu. 

Różowej niedzieli :)! 

Vicco Vajradanti, czyli sposób na ładny uśmiech

$
0
0

Tak skoro jesteśmy przy naturalnym kosmetyku, muszę wam wspomnieć, że ostatnio zrobiłam dość konkretne włosowe zakupy. Mam nadzieję, że zapas będzie na kilka miesięcy. Niedługo pokażę wam w filmie co moje łapki dorwały. Dzisiaj o proszku, na który długo się czaiłam i kiedy tylko go dostałam to wiedziałam, że nie powinnam się z nim już rozstawać.
Vicco kupiłam w sklepie z naturalnymi kosmetykami, ale jest też dostępny na Allegro. Zapłaciłam za niego 16zł, jego pojemność to 100g. Nie martwcie się, zużycie go wcale nie jest takie proste. Podobnie zresztą jak nałożenie na szczoteczkę albo palec, zawsze część ląduje na umywalce, brudząc ją przy okazji.


Jak go używam? Najpierw myję zęby zwykłą pasta. Następnie na zwilżoną szczoteczkę (kupiłam nową, ponieważ jest niesamowicie brudzący i mam taką, która służy tylko jemu) wysypuję niewielką ilość proszku. Bądźcie ostrożni bo inaczej stworzycie piękne błotko. Nigdy nie udaje mi się masować zębów i dziąseł wystarczająco długo. Moje kubki smakowe bardzo marudzą, więc się po prostu nie katuję. To coś w rodzaju ziół, ale tych niedobrych. Co istotne, używam go tylko raz dziennie, wieczorem. Jeśli zrobicie to rano, będziecie zagrożeni brązowymi śladami. Chyba nie chcecie, żeby ktoś pomyślał, że macie popsute zęby? Z drugiej strony producent nam tu gwarantuje różne cuda.
Na pewno zauważyłam zmniejszoną nadwrażliwość a oprócz tego, zęby mają o wiele ładniejszy kolor. Łatwiej utrzymuje mi się je czyste i po zastosowaniu proszku ma się wrażenie takiego idealnego, dokładnego oczyszczenia. W składzie znajduje się mnóstwo ziół, które mają działanie przeciwbakteryjne, przeciwzapalne czy przyspieszające gojenie Jestem w stanie uwierzyć we wszystko, mimo to że większych problemów oprócz tych z niezbyt ładnym odcieniem nie mam. Koniecznie spróbujcie tego specyfiku, zbiera świetne opinie nie bez powodu. Drogi nie jest a efekty cudowne. Mnie osobiście o wiele lepiej się teraz uśmiecha ;).

Niedziela dla włosów #6 - szanuj, to co znasz i masz

$
0
0
Niedzieli dla włosów potrzebowałam już w piątek. Z ogólnego zabiegania trochę je zaniedbałam i szybko zaczęły domagać się swojego. Zdecydowałam się na zakup maski z serii, o której już wam wspominałam i się zachwycałam. Wybrałam tylko inną wersję Organic Oil - regeneracja rozdwojonych końcówek włosów, co było błędem i nie mogę go odżałować. Jej cena jest na tyle wysoka, że jeśli nie spełnia wymagań, to serce mocno boli. Płacimy aż 16zł za 90ml maski. 

Na początek oczyściłam włosy szamponem Barwa pokrzywowym. Później nałożyłam na nie powyższą maskę, wymieszaną z łyżeczką spiruliny. Muszę zaznaczyć, że to 30ml, które jest w saszetce, nie starcza mi nawet na pokrycie całej długości. Zostawiłam pod czepkiem na 15 minut po czym spłukałam. Stwierdziłam, że nie będę ich suszyć, zamiast tego kiedy były lekko wilgotne, związałam je w luźnego koczka,


Fale, które widzicie są efektem noszenia tej fryzury przez około dwie godziny. Włosy miały dość dużo objętości i nie strączkowały się, jednak zabrakło dociążenia, które dawała mi tamta poprzednia wersja maski. W końce wtarłam jeszcze olej i stwierdziłam, że właściwie wyglądają ładnie. Tylko nie do końca o to mi chodziło.

Nauczka, żeby kupować sprawdzone kosmetyki i nie wymyślać  ;)

Isana Professional, odżywka - Kuracja do włosów z olejkiem arganowym - nie wszystko złoto, co się świeci

$
0
0
Cześć kociaki! Nie myślcie, że zapomniałam o was i blogu. Nic z tych rzeczy. Muszę jednak przyznać, że pozwoliłam sobie na małe lenistwo, trochę miłych rzeczy. Zeszły tydzień był dla mnie niesamowicie przyjemnym i szczęśliwym. Z pełną świadomością stwierdzam, że obudziłam się z tamtego koszmaru. Rozpiera mnie ogromny spokój, razem z energią. Liczę, że wam wiosna przynosi podobne odczucia. Z ogłoszeń jeszcze, w środę wybieram się do Oslo. Życzcie mi spokojnego lotu, proszę. 
Pora przejść do ciekawszych rzeczy, niż słodkie czasy. Chcę wam przedstawić odżywkę, o której blogerki wiele zdążyły już napisać. Jednak uważam, że ja też powinnam. Odżywka Isana Kur Oil Care jest ze mną już na pewno ponad miesiąc. Pierwsze, co muszę pochwalić to zmiana opakowania, wcześniejsze nie zachęcało mnie do próbowania tych kosmetyków. Teraz to taka wygodna i dość ładna tubka. 


Koszt to około 10zł a pojemność 200ml. Wydaje mi się jednak być trochę wodnista, przez co dość szybko ją zużywam. Zapach przyjemny, chociaż na włosach raczej go nie wyczuwam. W kwestii działania, dla moich włosów jest za ciężka. Potrafi stworzyć ładne strączki i niestety nie ma zachwytów.  Nie jest to produkt po który sięgam z chęcią. Poleciałabym ją raczej osobom, które mają trochę podniszczone włosy. Nie wierzę też w jej nieprawdopodobne możliwości regeneracyjne. Próbowałam się nią wspomóc po hennowym suszu, niestety nie poradziła sobie. Podsumowując jest całkiem niezła, ale nie jestem pewna, czy do niej wrócę. Plus to cena i dostępność, myślę że będzie mnie to zachęcało, jeżeli skończy mi się cały arsenał.


Henna naturalna złoty blond - efekty

$
0
0

Opryszczka na ustach, ból gardła i piękna pogoda. Tyle informacji, jeżeli chodzi o Oslo. Na zdjęciach wyżej to jeszcze wcale nie jest aktualizacja, o niej za kilka dni. Dzisiaj efekty farbowania nową henną Khadi dla blondynek. Zdjęcia nie były w ogóle przerabiane Nie jestem jednak pewna, czy oddają efekt, trochę wam jeszcze dopiszę, jakie ja mam spostrzeżenia a uczucia niestety dość mieszane.


Zapłaciłam za nią jakieś 36zł, zatem jest to więcej niż płaciłam zwykle. Jednak, jeżeli dodam wydatki na cytryny, wychodzi podobnie. Kolor trochę się zmienił, jest bardziej rudy. Im dłużej potrzymamy ją na włosach, tym na więcej odcieni czerwieni możemy liczyć. U mnie było to około 40 minut. Cała reszta cudowności, na które liczyłam trochę zniknęła. Owszem, uzyskałam jakąś objętość, chociaż może bardziej napuszenie. Nie mogłam sobie z nim poradzić tydzień. Strączkowanie nie zniknęło, miałam problemy ze zmyciem oleju. Przesuszenie było o wiele dotkliwsze, niż w przypadku henny bezbarwnej. Poza tym mam wrażenie, że włosy stały się niesamowicie matowe.
Mimo wszystko zamierzam wypróbować pozostałe dwie wersje, głównie po to, żeby przedstawić wam efekty. Żadna z nich nie rozjaśnia włosów. Za jakiś czas na kanale umieszczę film, gdzie udzielam bardziej szczegółowych informacji.
Viewing all 212 articles
Browse latest View live